Minął kolejny, trzeci już dzień Festiwalu Czesława Miłosza we Wrocławiu. Publiczność zaskoczyła – takiej frekwencji jak dziś jeszcze nie mieliśmy. Tematem przewodnim była religijność Miłosza – panel dyskusyjny z udziałem Wojciecha Bonowicza (poety, prozaika, publicysty i redaktora miesięcznika „Znak”), Pawła Próchniaka (historyka literatury i krytyka literackiego) oraz Piotra Śliwińskiego (również krytyka i historyka literatury) odbył się dziś o 18.00 w Mediatece. Rolę prowadzącego przyjął na siebie Paweł Próchniak, który zagaił dyskusję cytatem z Ziemi Ulro, który to utwór jest esejem o duchowym głodzie nękającym każdego człowieka – nasz umysł potrzebuje bowiem odniesień i religia tworzy taką właśnie przestrzeń. Miłosz wciąż poszukiwał tej „drugiej przestrzeni”; jej walor uzyskała, podobnie jak u Mickiewicza, utracona ojczyzna. Próbą przebicia się do niej są właśnie wiersze.
Piotr Śliwiński rozpoczął swoją wypowiedź usprawiedliwieniem – spotkał na wrocławskim rynku czołowych polskich poetów, przysiadł się do nich na chwilę i z wrażenia zapomniał zabrać torby z notatkami (zwierzył się również z obaw, że owi poeci zapewne właśnie sobie dworują z ich treści). Na szczęście brak notatek nie przeszkodził gościowi w snuciu refleksji nad wierszami Miłosza ani nawet ich cytowaniu – choć w tym pomagał mu głos z publiczności, Adam Poprawa (gość wczorajszego panelu dyskusyjnego). Sporo uwagi Śliwiński poświęcił wierszowi Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy na to w Minneapolis, w którym Miłosz przyznaje się do fascynacji pięknymi, młodymi kobietami. Według gościa ten wiersz jest w gruncie rzeczy wierszem religijnym, wszak oglądanie się za spódniczkami jest bliższe Bogu niż paciorki. Dlatego też zresztą Śliwiński go lubi… Dwoisty stosunek Miłosza do religii, czy nawet bardziej do Kościoła katolickiego – który z jednej strony jest kładką umożliwiającą porozumienie z Bogiem, a z drugiej pełen jest płytkich ceremoniałów, stał się osią dyskusji. Wojciech Bonowicz stwierdził, że Miłosz konsekwentnie uprawiał religijne czytanie własnego losu, bo żaden inny poeta nie napisał tylu modlitw, a w opisie siebie nie stosował tak często pojęć grzechu, winy, pokuty itp. Poza tym Miłosza bardzo często czyta się jako poetę bezpośredniego wyznania, gdy tymczasem trzeba sięgnąć głębiej, by odnaleźć prawdę. Tu Bonowicz opowiedział historię o tym, że pewnego razu w okolicach Bożego Narodzenia był u swoich znajomych. Była choinka, pod choinką żłóbek, a przy żłóbku bawiące się dziecko. Zapytane, co robi, odpowiedziało, że zmienia Jezuskowi pieluchę, bo zrobił kupę. To właśnie Bóg, który schodzi nisko – ale czy to jego poszukiwał Miłosz w swojej twórczości i w swoim życiu? Poeta miał wszak dwoisty stosunek do katolicyzmu – czy, w późniejszym okresie, chrześcijaństwa. Niby chciałby się zjednoczyć z prostymi wieśniakami uczestniczącymi we mszy, jak pisał w jednym z esejów w latach pięćdziesiątych, ale mimo wszystko czuje się obco: ich wiara wydaje mu się zbyt bezmyślna, zrytualizowana. I ta dwoistość przejawia się również w jego wierszach. Ponieważ jednak nie da się o religijności Miłosza rozmawiać bez wnikania w estetykę, nasi goście na koniec podyskutowali trochę na temat języka Miłosza i jego prób stworzenia sumy głosów, przejawiających się wielogłosowością.
Oczywiście goście popierali swoje wypowiedzi dłuższymi lub krótszymi cytatami z utworów Miłosza, podzielili się również kilkoma mniej lub bardziej znanymi faktami z życia Miłosza, dotyczącymi między innymi relacji Miłosza z Janem Pawłem II. Pierwszy z nich to odpowiedź Jana Pawła II na przejmujący list poety, w którym pytał, czy jest poetą rzymskokatolickim, brzmiąca: „Każdy poeta jest rzymskokatolicki”. Druga: podczas spotkania obu Miłosz na stwierdzenie papieża: „Pan, panie Czesławie, zawsze tak: dwa kroki do przodu, krok do tyłu…”. Podobno odpowiedź poety brzmiała: „A czy da się inaczej pisać poezję religijną?”. I tym akcentem goście zakończyli dyskusję, a my – naszą relację z panelu.
Opowiemy jednak o kolejnym wydarzeniu dzisiejszego dnia, czyli paśmie nocnym, w którym tym razem wystąpili poeci krakowscy: Marcin Baran (który po długiej, 21-letniej podróży poetyckiej trafił wreszcie do Tajnych Kompletów), Miłosz Biedrzycki (jedyny Miłosz na Festiwalu Miłosza), Wojciech Bonowicz (którego nie trzeba przedstawiać, bo wszyscy znają go z telewizji, gdzie prowadzi program, w którym rozmawia – czyli, według Biedrzyckiego, poeta Mateusz) oraz Artur Szlosarek („ostatni polski poeta na wygnaniu”). Krakowscy poeci zgromadzili dużą publiczność, która godnie ich powitała. Jednak największe owacje otrzymał prowadzący Karol Pęcherz – za „pełną uroku dezynwolturę”, jak stwierdził Biedrzycki. Po krótkim wprowadzeniu, któremu towarzyszyły chichoty z głębi sali (w pełni uzasadnione!), poeci przeszli do czytania swoich wierszy systemem zmianowym. A w przerwach między seriami prowadzący podpytywał o wspomnienia związane z Czesławem Miłoszem. Biedrzycki stwierdził, że otrzymał na chrzcie takie imię, jakie otrzymał, w związku z czym czuje się zwolniony z dalszych zeznać. Pozostali opowiedzieli trochę więcej. A publiczność była zachwycona.
Więcej zdjęć w galerii
Wideo relacja z czwartego dnia:
Pozostałe relacje na kanale Wydawnictwo EMG w serwisie Vimeo.
Pingback: Zakochany Wrocław | Blog | Czwarty dzień Festiwalu Czesława Miłosza we Wrocławiu