Festiwal Czesława Miłosza – dzień czwarty

Za nami czwarty, premierowy dzień Festiwalu Czesława Miłosza. O 17.00 w Mediatece mogliśmy uczestniczyć w premierze najnowszego tomu poetyckiego Edwarda Pasewicza Pałacyk Bertolta Brechta. Rozmowę z „poetą, pisarzem, kompozytorem i kurą domową” poprowadzili Joanna Orska (postawa zachęcająca) i Marcin Świetlicki (postawa zniechęcająca), którzy – jako że uczestniczymy w Festiwalu Czesława Miłosza – rozpoczęli od nawiązania do Rodzinnej Europy. Joanna Orska, po przywołaniu cytatu o tożsamości wschodnioeuropejskiej, próbowała podpytać Edwarda Pasewicza o jego tożsamość historyczną, Marcin Świetlicki zapytał natomiast o to, kim Pasewicz jest w sensie Miłoszowskim. Po krótkim oburzeniu głównego bohatera („Dajcie spokój z tym Miłoszem!”) przyznał on jednak, że czuje się Europejczykiem. Nie chciał jednakowoż powiedzieć, które miasto najbardziej lubi, a zapytany o ulubioną drużynę piłkarską, odpowiedział, że ze sportów ekstremalnych najbardziej ceni szachy. Prowadzący chcieli również wyciągnąć od poety informacje na temat jego inspiracji, jednak Pasewicz był silny i się nie dał – powiedział tylko o historii towarzystw tanecznych, na co został poproszony (oczywiście przez Świetlickiego) o zatańczenie do któregoś swojego wiersza. Ponownie wykazał się siłą – odmówił. Kolega po piórze wykazał mu również, że w tomiku tym brakuje wesołych wierszy, nie potrafił jednak stwierdzić, czy to jego wada, czy zaleta. Joanna Orska została nagrodzona brawami za przeczytanie fragmentu wiersza Pasewicza i – z rozpędu – swojego doń komentarza („wszystko skopiowane, nuda”). Duże zainteresowanie Marcina Świetlickiego wzbudził również fakt, że tomik poetycki ma redaktora – chciał się dowiedzieć, czy Pasewicz pozwolił narzucić sobie wizję profesora Jankowicza i czy nie bał się, że Pałacyk Bertolta Brechta zacznie być przez to odczytywany w sposób polityczny. Ponieważ publiczność była zbyt onieśmielona, by zadawać pytania, poeta przeczytał kilka swoich wierszy. Spotkanie zakończyło się smutną refleksją Marcina Świetlickiego, który zauważył, że pierwszy wiersz tomiku rozpoczyna słowo „wiersz”, a ostatni kończy wyraz „tonie”. Wniosek sam się nasuwa.

O 18.30 rozpoczęła się premiera Wierszy Marcina Świetlickiego, prowadzona przez Stanisława Beresia. Publiczność zjawiła się tłumnie. Panowie dosyć długo dyskutowali o tytule – dlaczego właśnie „Wiersze”, a nie na przykład „Wiersze zebrane”. Poeta wyjaśnił, że jest raczej skromnym człowiekiem, a określenie „zebrane” jest jak krok w stronę przepaści, bo w pewien sposób podsumowuje życie. Nie czytuje swoich wierszy ani nie słucha płyt, bo ma siebie nadmiar na co dzień, ale teraz przeczytał te wiersze (bo sam zredagował tom) i poczuł, że pewien etap został zamknięty. Równocześnie zaczął jednak snuć plany na kolejny.

Stanisław Bereś zauważył, że myśli zawarte w niektórych wierszach wzajemnie się wykluczają, na co Świetlicki odpowiedział przytomnie, że poeta dyskutuje sam ze sobą i nie można być tak konsekwentnym jak Miłosz. Zapytany, czy zdaje sobie sprawę z tego, że od tomu zbiorowego do festiwalu ku czci jest bardzo blisko, odpowiedział, że uczuli swojego syna na to, by nie sprzeniewierzono jego dzieła w obchodach. Prowadzący próbował również poznać przyczyny wydania Wierszy („zobacz, czytelniku, jak długą drogę przeszedłem” czy raczej „zobacz, czytelniku, jaki od początku byłem rewelacyjny”) – w odpowiedzi usłyszał, że mama Świetlickiego pytała, co wyda w tym roku, więc chciał jej zrobić przyjemność. Dowiedzieliśmy się również, że Wiersze to książka polityczno-społeczna, opisująca czasy od późnego Gierka (pierwszy wiersz pochodzi z 1977 roku) do bezkrólewia (rok 2010).

Stanisław Bereś – pamiętając, że to Festiwal Czesława Miłosza – zapytał Świetlickiego o jego wiersz dotyczący rozmowy telefonicznej z Miłoszem. Świetlicki przyznał, że mógł on być wyrazem traumy z wcześniejszego wydarzenia, kiedy krzyczał przez gigantofon do stojącego dwa metry obok Miłosza: „To będzie moje miasto!”. Trauma ta nie dotyczyła jednak ani jego, ani autora Rodzinnej Europy - raczej Czesława Illga i Czesława Franaszka. Miłosz bowiem przyjechał do Krakowa odnieść kolejny sukces i tylko to go interesowało. Świetlicki przyznał zresztą, że to miasto (czyli Kraków) tak naprawdę nigdy nie będzie jego, bo gdyby te wiersze przedstawił właśnie tam, a nie we Wrocławiu, przyszło by jedynie kilku poetów i by go wyśmiewali.

Po długiej i wnikliwej rozmowie poety z prowadzącym z publiczności padło w stronę Świetlickiego kilka ciekawych pytań, między innymi o to, jaki wpływ chciałby wywrzeć na swoich czytelników (piorunujący), czy nie boi się, że zostanie posądzony o wydanie tej książki dla kasy (dla jakiej kasy – sam będzie musiał kupić od wydawcy egzemplarze dla przyjaciół), czy matka była dla niego wsparciem (raczej utrudnieniem – kradła mu rękopisy na pamiątkę) i czy lubi pisać wiersze (lubi). Ogólnie rzecz ujmując, dzisiejsze wydarzenia pozwoliły nam lepiej poznać krakowskich poetów, przynajmniej dwóch.

Więcej zdjęć w galerii

Pozostałe wideorelacje z Festiwalu na kanale Wydawnictwo EMG w serwisie Vimeo

Wpis opublikowany w kategorii Aktualności. Link do wpisu permalink.

Dodaj komentarz